ani dzień
jak zmierzch
ani czarny kot
który na nieszczęście
przez drogę
przechodził
przywitała się
jak przyjaciel
ofiarowując
czułość
wychudłej
dłoni
z ust wypuściła
niewiele słów
delikatnych
jak babie lato
ulotnych
motyli
pokazała świat
ze snu
w nim wiele
milczenia
ciszy
z tej lepszej
drugiej
strony
usiadłam z nią
na skraju łąki
ślepym wzrokiem
spijałyśmy
błękit
gapiąc się przed siebie
w przejrzałe
opadające
jak wiśnie
z drzew
słońce
potem policzyłyśmy
skrupulatnie
wszystkie zmarszczki
i dzielone
na czworo
za życia
włosy
tak siedząc
jak stare drzewa
zapuściłyśmy
półcieniem
korzenie
nie niszcząc
otulających glebę
puchatych
mchów
i przekwitających
roślin
pamiętam
co powiedziała
i to że po jej ciepłym
chropowatym głosie
rozpoznałam
bliźniaka
lustro
dotąd
nienarodzone
i niepoznane
na ziemi
siostrę...
która teraz
wyszła po mnie
w białej
odświętnej sukience
z lasu
ot tak
niespodziewanie
mocno
światłem
ujęła za rękę
i niczym błękitny ojciec
namaściła
symbolem
krzyża
na tę ostatnią
drogę
"Lustro" Małgośka